Hej
W piątek byłam u Misi. Wyszczotkowałam
ją i osiodłałam. Pojechałyśmy w teren. Jechałyśmy
powoli ponieważ już na niej z tydzień lub dwa nie
jeździłam. Misia jak zwykle musiała coś wymyślić.
Postanowiła się płoszyć bez przyczyny. Zrobiła tak
3 razy. Za 3 razem w galopowała w łąkę. Oczywiście
na mnie to wrażenia nie zrobiło i pojechałyśmy dalej.
Za dobrze tego konia znam tyle lat spędzonych razem :)
W niedzielę pojechaliśmy razem z tatą w teren. Ja
jechałam na Misi a tata na Locie. Podczas pierwszego
zagalopowania Misia wyrwała jak burza i strzeliła mi
z zadu. Widać było jej tego trzeba. Lota także szła bardzo
szybko. W pewnym momencie prawie nas przegoniła ale nie
dałyśmy się z Misią. Pojechaliśmy nad jezioro. Konie pomoczyły
nogi. Misia weszła bez większego oporu do wody z czego byłam
bardzo zadowolona. Lota jeszcze w jeziorze nie chodziła więc miała
opory ale w końcu weszła. Nad jeziorem było powalone drzewo.
Najechałam na nie kłusem. Pierwszą myślą Niuni (Misi) było jego
przejście ale zmieniła błyskawicznie zdanie i znów było coś w stylu skoku.
Jechaliśmy z tatą dość daleko. Potem okazało się, że zrobiliśmy
około 20 kilometrów. To był bardzo fajny teren. Byłam zadowolona
ja i Misia. W filmikach znajdziecie filmik jak wracamy z tego
przecudownego teremu.
<3
Pozdrowienia,
Justyna
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz