środa, 21 maja 2014

Coś o mnie i o Misi

Misia przyszła na świat gdy miałam 5 lat. Jeszcze
w tedy nie wiedziałam, że tak bardzo ją pokocham.
Gdy zaczęłam tak bardziej samodzielnie jeździć na 
koniu zazwyczaj lądowałam na niej. Na moim ulubionym
koniu zawsze jeździł tata ze względu, że była to duża klacz,
której mogłabym nie opanować. Wyobraźcie sobie, że nie 
lubiłam w tedy Misi. Wkurzało mnie to, że muszę na niej jeździć
a nie mogę jeździć na Grecie (w tedy mój ulubiony koń).
Pewnej zimy nasze konie miały wypadek (Greta i Lota). Podczas
wypadku Grecie pękła noga, Lota była tylko trochę pocharatana.
 Długo ją leczyliśmy i kiedy już było dobrze Greta stanęła dęba
na betonie. Podczas lądowania noga znów jej pękła. Nie 
było już pieniędzy na leczenie. :( Greta została sprzedana
panu, który miał ją wyleczyć a potem na niej jeździć.
Po stracie Grety pozostała mi tylko Misia. Zaczęłam
się do niej przywiązywać. Zaliczyłam z niej wiele upadków
jak byłam mała ale to dlatego, że jeszcze się tak dobrze
na koniu nie trzymała. Razem z tatą jeździłam w tereny
ja na Misi on na Locie (kiedy była jeszcze Greta to tata
zawsze na niej jeździł ze mną w tereny). Między mną a Misią
powstała więź. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niej. 
Babcia i dziadek już nie raz prawie ją sprzedali. A to dla dzieci
do jazdy a to dla kolegi bo mu zdechła klacz a on chce hodować
naszą rasę. Wtedy ryczałam jak wściekła. Ale dzięki temu Misia
wciąż jest ze mną. W zeszłe wakacje jak wrócił mój wujek ze
Szwecji powiedział, że babcia i dziadek sprzedadzą Misię. Może
nie w tym roku ale za dwa lata pewnie tak. Nie mogłam się przez
to uspokoić ryczałam przez cały dzień. Jak się na chwilę uspokoiłam
to zaczynałam od nowa. Babcia musiała mi dać krople uspokajające.
Za każdym razem gdy wchodziłam do stajni a Misi nie było w boksie
wpadałam w panikę. Teraz wiem, że Misia nie zostanie sprzedana. Ona
jest moja. Tak mówi dziadek i tak jest. Kocham ją. Nasza więź jest silna.
Nawet moja mama przyznała, że Misia mi ufa i mnie lubi. Co prawda to
dość wredny koń ale daje sobie z nim radę. Paulina mówi czasami jaki
właściciel taki koń.:p Wiele osób nie wierzy w Misię. Ale ja wierzę, wiem
że da radę. Wiele osób jej nie docenia ale mnie to nie obchodzi. Ja wiem,
że ona potrafi, a jak nie to się nauczy.

Z pozdrowionkami,
Justyna

sobota, 17 maja 2014

Teren na oklep

Elo wszystkim! W czwartek wybrałyśmy się z Misią
w teren. Zachciało mi się jechać na oklep więc pojechyłśmy
bez siodła. W stępie było fajnie. Kłus przeżyłam a galop
cudowny. Postanowiłam się przejechać trasą koło jeziora.
Było bardzo fajnie. Skoczyłyśmy sobie przez powalone
drzewo. W pewnym momencie droga stała się nie do
przejechania. Były dwa zwalone drzewa ale nie dało się
ich przeskoczyć ani przejść pod spodem. Droga na około
tych drzew była nie możliwa wszędzie pełno drzew i krzaków.
Postanowiłam wrócić kawałek i znaleźć inną drogę. Była
całkiem niezła droga. Znalazły się na niej dwa powalone
drzewa które przeskoczyłyśmy bez problemu. Po drugim
wylądowałam w gałęziach (tak nisko rosły nad drogą).
 Mam podrapane ręce bo złamałam gałąź ale jest ok
 jesteśmy z Misią całe. Jedziemy a tam trzecie powalone
drzewo. Nie mogłyśmy go skoczyć bo było na wysokości
1 m nad ziemią. Inny koń może by to skoczył ale wolałam
nie próbować z Misią. Nie wiedziałam co jest po drugiej
stronie. Misia w terenie skacze super nawet gdy jej nie 
pasuje sobie przytupnie i skoczy a na padoku gdy jej
nie pasuje skoczy ale wtedy zazwyczaj jest zrzutka.
Postanowiłam objechać je na około. Im dalej jechałyśmy
tym było bardziej ciasno i więcej gałęzi. Poddałam się i
zakręciłam w stronę starej drogi. Znów musiałyśmy się
wrócić. Skoczyłyśmy w drugą stronę powalone drzewo
i jechałyśmy aż znalazłyśmy się na zakręcie. Skręciłyśmy w 
lewo. Na tej drodze też było powalone drzewo. Skoczyłyśmy.
Im dalej jechałyśmy tym bardziej mi się nie podobało. Zawróciłyśmy.
Pojechałyśmy (patrząc z wyjazdu tej drogi) w lewo. Udało się i
dojechałyśmy nad kąpielisko nad jezioro. My musimy wjeżdżać 
tam inną drogą niż normalnie bo normalnie tam są schody.
Wjechałyśmy w dróżkę prowadzącą prosto nad jezioro.
Tam znów był skok przez powalone drzewo. Wjechałyśmy
do wody. Misia trochę się bała bo zostały wystawione kajaki  i
rowery wodne. Chlapała się tak mocno, że miałam mokrą nogę.
W zakładce filmiki znajdziecie filmik jak Misia się moczy w wodzie. <3
Potem powrót do domu i jak zwykle jeszcze chwilkę pomęczyłam
konia ze zjazdem po zadzie i wiszeniem na szyi. 
<3

Pozdrowionka,
Justyna

 

poniedziałek, 12 maja 2014

Pierwsze zawody Misi

Hej wszystkim! Fakt długo mnie nie było
ale mam usprawiedliwienie mianowicie
treningi skokowe z Misią i wyjazd z nią 
na zawody. Pierwszy trening był totalną
klapą (pierwszy trening po zimie ponieważ 
zimą nie skaczemy bo boję się żeby się nie 
poślizgnęła więc miała bardzo długa przerwę).
 Misia skoczyła poprawnie przeszkodę 
tylko jeden raz. W następnym treningu zrobiła 
duży postęp przynajmniej połowę skoków
oddała prawidłowo. Potem odbyły się jeszcze
3 treningi. Było coraz lepiej. Dzień przed 
zawodami (czwartek bo zawody były w 
piątek) pojechałyśmy z Misią w dość długi 
teren. Chciałam ogarnąć pewną drogę (nie
wiedziałam gdzie prowadzi) trochę się
zgubiłyśmy. Ale dałam rade wymyślić taką
drogę żebyśmy nie wracały tą samą drogą
do domu. Zwiedziłyśmy nowe miejsca.
podczas tego terenu deszcz zlał nas aż 4
razy. Nadszedł dzień zawodów. Wstałam
o 6.00, ubrałam się i od razu pojechaliśmy
z tata do babci zająć się końmi. Paulina 
dojechała  około 7.30. Śniadanie a 
potem zaczęło się szczotkowanie koni .
 Lota i Gracja szły w bryczce a ja jechałam
 na Misi w siodle. Droga do Huty Kalnej
 wynosiła 18 km w jedną stronę. Ja jechałam
pierwsze 6 km na Misi a Paulina potem
pozostałe 12 km. Gdy dojechaliśmy na
miejsce byliśmy jednymi z pierwszych.
O 12.00 zaczęła się msza. Podczas mszy
Misia sobie odpoczywała i jadła trawkę.
Konie dostały święconego owsa. My z
Pauliną też zjadłyśmy trochę tego owsa.
Doszłyśmy do wniosku, że to nie jest takie
złe. Po mszy poszłyśmy na spacer z Misią.
Miała już tyle energii, że zaczęło ją nosić.
Rżała do wszystkich koni i nie szło z nią 
spokojnie iść. Postanowiłam ją 
przegalopować. Od razu koń się uspokoił.
 Następnie było ogłoszenie wyników konkursów
plastycznego, fotograficznego i poezji..My w tym
 czasie zajęłyśmy się oprowadzaniem dzieci. No Miśka
zarobiła trochę kaski. Potem zaczął się konkurs bryczek.
Musiałyśmy się dokładnie przyjrzeć przejazdowi bryczek.
Trasa w siodle była podobna tylko, że dostawiono dwie
przeszkody. Ja z Niunią (Misią) startowałyśmy jako drugie.
Więc zaczęłam ją rozgrzewać. Misia najpierw skakała ładnie
i ładnie chodziła. Po kilku minutach odwidziało jej się to wszystko.
Nie chciała wykonywać poleceń. Nadszedł nasz czas na start.
Niunia opornie wykonywała polecenia. Zrzutki miałyśmy na oby
dwóch przeszkodach. Nie był to najlepszy start ale co się dziwić
koniowi została sama na placu i jeszcze coś od niej chcieli.
Była zestresowana. Po kilku koniach startowała Paulina.
Przejazd miały bezbłędny. Następnie czekałyśmy na
ogłoszenie wyników. W tym czasie dalej oprowadzałyśmy
dzieci. Zjadłyśmy po zapiekance. Podczas ogłoszenia
wyników nie zajęłyśmy żadnego miejsca. To nic.
Rundę honorową jechałyśmy we dwie. Ja z przodu
na siodle, Paulina z tyłu za siodłem. Fajnie się tak
galopowało. Niektórzy się nam dziwili. Potem
ruszyliśmy w drogę do domu. Paulina pojechała
samochodem a ja całe 18 km na Misi w siodle.
Gdy wróciłyśmy z Niunią do domu byłyśmy padnięte.
Ja zjadłam kolację w domu u babci a Kochanie (Misia)
w swoim boksie. Gdy rozmawiałam z dziadkiem na
drugi dzień okazało się, że Niunia była tak padnięta,
że ciągle leżała w swoim boksie. To były fajne przeżycia.
<3
W zakładce filmiki znajdziecie nowe filmik z treningów
przed zawodami.
:)

Pozdrawiam wszystkich,
Justyna

Lekcja w stajni

Hej
Byłam ostatnio w stajni i miałam lekcję ujeżdżeniową.
Jazdę miałam na koniu -Czorcie.
Był galop, kłus i ćwiczenia z piłeczkami i słupkami.
Lekcja była bardzo udana, niestety nie mam zdjęć.
Na następnej lekcji postaram się zrobić parę fotek :)
Niedługo wstawię zdjęcia z zawodów :)

                                                                                                      Pozdrawiam Paulina

sobota, 10 maja 2014

długo nas nie było.

Hej
Długo nas nie było i dużo się działo,
nie wiadomo od czego zacząć :)
To może najpierw opowiem Wam że miałam już kilka lekcji w nowej stajni 
i były one na koniu który ma na imię Poslik. 
Dzisiaj też wybieram się do stajni :)
Oprócz tego mogę powiedzieć też ,że 
byłyśmy na zawodach ale to już Justyna opisze:)
W czwartek byłyśmy w terenie i jechałyśmy do pewnej miejscowości , kiedy wracałyśmy zauważyłyśmy ,że zbliżają się burzowe chmury.
Zaraz zaczęło kropić, i na niebie pojawił się piorun po czym też usłyszeliśmy grzmot, pojechałyśmy kłusikiem i trochę galopem.
Wjechałyśmy do lasu a ponieważ była burza i miałyśmy telefony , to dla bezpieczeństwa wyłączyłyśmy je.
Jak zaczęło padać to i Ja ,Misia ,Justyna i Lota byłyśmy całe mokre.
Potem zaczął padać deszcz z gradem, konie o dziwo były dość spokojne jak na taką pogodę ,
chociaż widziałyśmy, że chcą już naprawdę do domu , przestało padać a my byłyśmy całe mokre ,razem ze sprzętem i końmi .
Jak dojechałyśmy do Justyny babci to Justyna zaczęła rozsiodływać konie , zaś ja zajęłam się ratowaniem naszych przemokniętych komórek ( jak już mówiłam byłyśmy całe mokre ) na szczęście okazało się że komórki przetrwały , wprowadziłyśmy konie do boksów po czym wytarłam je jeszcze słomą żeby szybciej wyschły:)
Oczywiście my potem też się przebrałyśmy bo byłyśmy mokre
Pogoda masakryczna ale zaliczyłyśmy nową pogodę bo jechałyśmy już w : śnieżycy, upale, ulewie, mgle, burzy , deszczu ze śniegiem i deszczu z gradem.
Jak ja to mówię została tylko tęcza ;)


                                                               Pozdrawiam i idę się zbierać do stajni 
                                                                                                       Paulina